W 2017 roku mija trzydzieści pięć lat twórczości jednego z najpopularniejszych autorów współczesnej polskiej fantastyki. Podobnie jak w przypadku wielu innych koleżanek i kolegów po fachu, znaczną część literackiej drogi Jarosława Grzędowicza wypełniły opowiadania – nierzadko rozproszone, zagubione w archiwalnych magazynach i antologiach. Tym spośród nich, które nie trafiły do zbiorów Księga jesiennych demonów oraz Wypychacz zwierząt, mogło, niesłusznie, grozić zapomnienie. Wydany nakładem Fabryki Słów Azyl daje nowe życie dziewięciu takim opowiadaniom. Zebrane we wspólnym schronieniu, pozwalają prześledzić, w jaki sposób kształtowało się grzędowiczowskie pióro w różnych okresach życia; od nastoletniego debiutanta do dojrzałego autora.
Są moje. Kiedyś je napisałem, a potem trafiły na listę zaginionych. Ale skoro już się znalazły, chcę dać im okładki. Ich własne. Opowiadania nie powinny ginąć. Nawet te stare. Napisałem je. Niech więc żyją dalej. [1]
W odautorskim wstępie autor Pana Lodowego Ogrodu przyznaje, że nie wracał do tych tekstów od wielu lat; niejednokrotnie nie miał nawet do nich fizycznego dostępu. Tym samym kontakt z Azylem był dla Grzędowicza czymś porównywalnym do otwarcia zakurzonego albumu ze starymi zdjęciami; spojrzeniem z dystansu na swoje przeszłe ja. Omawiany zbiór jest jednak czymś dużo więcej, niż osobistą retrospekcją. W tekstach z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych odbija się bowiem historia polskiej fantastyki. To nie tylko świadectwo pisarza, ale również świadectwo gatunku.
Zbiór otwierają dwa utwory, nakreślone piórem licealisty w 1982 roku: debiutancki Azyl dla starych pilotów (opublikowany w tygodniku Odgłosy) oraz Ruleta. Z jednej strony stanowią niemal podręcznikowy przykład krótkiej formy: oszczędna treść prowadząca do mocnej, przewrotnej (w przypadku Azylu…) puenty. Świat i bohaterowie to zaledwie migawki, pozostawiające mnóstwo miejsca dla wyobraźni czytelnika, a równocześnie satysfakcjonujące w kontekście tego, co autor miał do przekazania. Co więcej, każde z opowiadań nosi już znamiona tego, co będziemy napotykać później: gorzka wizja przyszłości i protagoniści postawieni w opozycji do niesprzyjającego świata.
W Azylu… emerytowany pilot-odkrywca usiłuje zachować lepszą przeszłość w tytułowym schronieniu, kształtowanym własną wyobraźnią. Dla żyjących wokół ludzi nie jest niczym więcej, jak przebrzmiałym reliktem – zupełnie jak bohaterowie Powrotu z gwiazd Lema. Z kolei w Rulecie protagonista pada ofiarą absurdalnego prawa antyutopii, gdzie szczęściarze są nagradzani, a pechowcy karani. Z jednej strony mamy zatem czarny humor, z drugiej klasyczną symbolikę jednostki zdeptanej przez System; bez żadnego remedium, ruchu oporu, azylu. Oczywiście, trudno nie dostrzec podobieństw względem słynnego nurtu polskiej fantastyki socjologicznej, ze szczególnym wskazaniem na wydane w tym samym roku Limes inferior Zajdla.
Znakomita Twierdza trzech studni (1988) jest podobno – zdaniem niektórych – pierwszym polskim opowiadaniem fantasy. To stwierdzenie co najmniej kontrowersyjne, nie tyle przez wzgląd na ewentualną konkurencję (tutaj mam braki, więc się nie wypowiem), ale fakt, że nowatorski charakter tekstu wynika właśnie z ucieczki od określonej konwencji. Sam Grzędowicz przyznaje, że wymyślił Twierdzę… jako SF z elementami mistyki i odrobiną realiów fantasy [2]. Brak szufladek to zresztą kolejny atut wrocławskiego pisarza, czego najlepszym dowodem jest oparty na podobnej grze Pan Lodowego Ogrodu.

Podobnie jak słynna opowieść o losach Vuko Drakkainena, Twierdza trzech studni obrazuje zderzenie dwóch cywilizacji: wysoce zaawansowanej Ziemi oraz przedindustrialnej, przypominającej świat fantasy, obcej planety. O ile jednak Midgaard (Pan Lodowego Ogrodu) chroniła doktryna nieingerencji, tutaj kontakt jest równie brutalny, jak w przypadku hiszpańskiego podboju Meksyku. Natywna kultura – szlachetna, gloryfikująca honor i odwagę – pada pod naporem najeźdźców wyposażonych we frytki i coca-colę (nie podejrzewam Grzędowicza o chęć przypodobania się PRL-owskiej cenzurze, ale mówiąc pół-żartem, pół-serio: wypisz-wymaluj amerykański imperializm).
Oczywiście, motyw zderzenia rozwiniętej technologii z quasi-średniowieczem bywał eksploatowany już dużo wcześniej – starczy przypomnieć Trudno być bogiem Strugackich (1964) lub Świat Rocannona Le Guin (1966) – a dziś miszmasze gatunkowe są w fantastyce chlebem powszednim. Mimo wszystko, w latach osiemdziesiątych taki zabieg był zapewne – przynajmniej w kontekście polskiego poletka – odważny i niecodzienny. Co więcej, trudno oprzeć się wrażeniu, że właśnie tutaj tkwi geneza słynnej opowieści o Midgaardzie, która siedemnaście lat później miała przynieść Grzędowiczowi nagrodę Zajdla.
Skoro jesteśmy już przy szukaniu korzeni, warto zwrócić uwagę na związki między Śmiercią szczurołapa (1990) a najnowszą powieścią Grzędowicza, Helem-3. Utwór, inspirowany ówczesnymi pogłoskami o dręczącej zachodnioeuropejskie porty pladze gryzoni, to przede wszystkim opowieść grozy z elementami metafizyki. Warto jednak zwrócić uwagę na tło: Kopenhagę bliskiej (alternatywnej) przyszłości, obserwowanej oczami ormiańskiego uchodźcy. Grzędowicz znany jest z eurosceptycyzmu, czemu dobitnie dał wyraz, kreśląc dystopijną wizję przyszłej Unii Europejskiej w Helu-3. Śmierć szczurołapa nie zawiera tak ostrej krytyki, ale również tutaj autor pozostaje daleki od kibicowania europejskiemu postępowi. Co ciekawe, w opowiadaniu istotną rolę odgrywa wątek migracji – niemal trzy dekady przed obecnym kryzysem. I wreszcie, kolejny już raz napotykamy klasycznego grzędowiczowskiego bohatera, samotnego wobec obcego, niesprzyjającego świata.
Przed nim rozpościerała się rozświetlona neonami, pachnąca wodą kolońską, syta Zjednoczona Europa. Bułat Achmatycz Kirosjan w wieku dwudziestu trzech lat zaczynał nowe życie. [3]
We wstępie napisałem, że Azyl to nie tylko świadectwo osobistej drogi pisarza, ale również historii polskiej fantastyki. To stwierdzenie wydaje się szczególnie trafne w odniesieniu do przejmującego Przespać piekło. Chociaż ten najdłuższy w całym zbiorze utwór został wydany już w wolnej Polsce (1991), powstawał na przestrzeni kilku lat, w okresie schyłkowego PRL-u. To właśnie lata osiemdziesiąte zrodziły wspomniany już nurt fantastyki socjologicznej, który stał się wizytówką ówczesnej polskiej fantastyki. Futurystyczne dystopie miały stanowić komentarz do opresyjnej rzeczywistości państwa totalitarnego, a fantastyczna konwencja pozwalała oszukać partyjnych cenzorów. Przespać piekło to niemal podręcznikowy przykład tego samego nurtu, na którym wyrosła legenda Janusza A. Zajdla – z wszechwładną władzą tzw. Wspólnoty oraz powszechną inwigilacją sterroryzowanego społeczeństwa.
Trzymaj się, Kanen. Trzymaj się, przyjacielu. Nic, absolutnie nic nie możesz zrobić. Najwyżej możesz im to zapamiętać. Jeszcze tę jedną rzecz. Zapamiętać do lepszych czasów. Marna pociecha. Jednak mu dopiekli. Nie przypuszczał, że ma jeszcze taki słaby punkt, w który można uderzyć. Można, okazuje się, i to łatwo. Prawie że go złamali, i to niechcący. Tak działa Wspólnota. Nieskończona jest skuteczność Mechanizmu. Niezbadana jest mądrość mrowiska. Tako rzekłem ja, mrówka. Jedno z ziarenek piasku tworzących piramidę. Po co? [4]
Analogie względem mrowiska są tutaj nieprzypadkowe: ludzie mieszkają w gigantycznych termitierach, dzielą się na kasty, całe ich życie definiuje użyteczność wobec Wspólnoty, a empatia i indywidualizm podlegają surowym karom. Bezradna jednostka nie może obalić systemu, ale może spróbować ucieczki, schronienia; może doświadczyć powracającego kolejny raz azylu – i ten właśnie wątek staje się centralnym punktem opowiadania. U jego podstaw tkwi przeświadczenie, że każdy reżim, bez względu na to, jak silny, musi pewnego dnia upaść; wystarczy zatem wykazać się cierpliwością i czekać na nieuchronny świt wolności.

Z jednej strony świat Przespać piekło wydaje się przekraczać możliwości jakiegokolwiek znanego z historii ustroju. Ale równocześnie łatwo zauważymy tutaj cytaty ze znanej nam dobrze rzeczywistości schyłkowego PRL-u, a zwłaszcza stanu wojennego, którego Grzędowicz doświadczył jako nastolatek. Tym samym utwór nie tylko przypomina o historii polskiej fantastyki, ale również o historii całego naszego kraju. W odautorskim komentarzu autor pisze:
Pamiątka z historii. Z innej epoki. Dzieciństwa i młodości spędzonych w świecie godziny policyjnej, przesłuchań, ubecji, ZOMO, więzień, całego tego szarobetonowego totalitarnego syfu. Codziennością komunizmu były jednak nie strajki, zamieszki ani tajni agenci, tylko nędza i nuda. Wszystko było brzydkie, koślawe i nie działało, a do tego nie było nic ciekawego do roboty. Oczywiście także w kraju totalitarnym jest przyroda, miłość, letnie poranki, truskawki i młodość. Rzeczy, których komunizm w zasadzie się nie imał. Jedną z takich rzeczy dla mojego pokolenia była literatura i fantastyka. Jedni zakładali garażowe kapele rockowe, a inni kluby miłośników fantastyki, które pozwalały zajmować się czymś, co było ciekawe, miało sens i do tego dawało myślom schronienie. Tworzyło azyl od syfu zezowatej utopii. [5]
Próby odgórnego sterowania człowiekiem – jego myślami, uczuciami, przekonaniami – to również centralny motyw opowiadania Rozkaz kochać! (Fantastyka, 1990). Tym razem nie ma opresyjnego systemu; zamiast kolejnej wycieczki w Rok 1984 dostajemy klasyczne science-fiction, czyli kosmos, statki międzygwiezdne i eksplorację odległych planet. W przygodowej historii zamyka się jednak dramat osoby, która przez zwierzchników traktowana jest jak maszyna, nastawiona na odpowiedni program. Zero-jedynkowe algorytmy zastępuje sztuczna stymulacja emocji. Skala jest bez porównania mniejsza, owszem, ale podstawy problemu pozostają dokładnie takie same.
Człowiek traci wolność również w Enter – i jesteś martwy (1996), jednym z wczesnych reprezentantów polskiego cyberpunku. Tym razem jest to wolność utracona na rzecz wszechobecnych systemów informatycznych, które definiują ludzkie istnienie w świecie bliskiej przyszłości (dzisiaj mówi się: nie ma ciebie na Facebooku, czyli nie istniejesz…). Aby pozbyć się danej osoby, nie trzeba sięgać po broń; wystarczy wykasować ją z wszystkich baz danych. Oto przepis na zbrodnię doskonałą w rzeczywistości kontrolowanej przez komputerowy przepływ informacji.

Dom na krawędzi Światła (1992) to eschatologiczne opowiadanie napisane do antologii Czarna msza wydawnictwa Rebis. Grzędowicz kolejny już raz realizuje motyw schronienia, tym razem pod postacią tytułowego domu: azylu w przedsionku piekła. Utwór stanowi metaforyczną opowieść o naturze grzechu, pokusie, karze i odkupieniu; gloryfikuje nadzieję oraz siłę wolnej woli, za sprawą której człowiek, jeśli tylko zechce, będzie w stanie przeciwstawić się złu. Pisarz wchodzi również w polemikę z chrześcijańską koncepcją nieskończonej kary; czy jest ona słuszna i sprawiedliwa w odniesieniu do błędów popełnionych w krótkim okresie życia? Jak widać, Marek S. Huberath nie miał w Polsce monopolu na pisanie o miejscu wiecznej kaźni.
– Dlaczego… – zaszlochał. – Dlaczego muszę tu być?
To jest właśnie jedno z tych pytań. Wszyscy je zadają. Ja również. Tylko że nie ma na nie odpowiedzi.
– Sam powinieneś wiedzieć – powiedziałem bardzo łagodnie.
– Ale ja żałuję – jęknął. – Żałuję wszystkiego, ale nie wiem, co było naprawdę złe. Nigdy nie miałem wyboru. Jeśli byłem słaby, to przecież nie moja wina… to znaczy moja, ale co mogłem zrobić… a teraz wieczność… czy nie ma nadziei?
Nie wiem. Pozwoliłem mu płakać. Nalałem jeszcze wody. Położyłem rękę na ramieniu. Wypił, dzwoniąc zębami o metal kubka, a potem zaczął się spowiadać. [6]
Zbiór zamyka inny tekst nawiązujący, tym razem bardzo luźno, do religii chrześcijańskiej. Chwila przed deszczem (2009) powstała jako część charytatywnej antologii Bajki dla dorosłych, wydanej w hołdzie dla zmarłego w 2005 roku pisarza Tomasza Pacyńskiego. Jest zatem dużo świeższa od pozostałych omawianych tutaj utworów. Fabuła stanowi futurystyczną reinterpretację biblijnego mitu – nie powiem, którego, gdyż byłby to poniekąd spoiler, chociaż podpowiedź zawarta jest w samym tytule. Uwagę kolejny raz zwraca gra stylistyką; początek przypomina cyberpunkowy kryminał, później w jego miejsce niespodziewanie wchodzi judeochrześcijańska mistyka. Grzędowicz zahacza o tradycyjne zagadnienia – granice człowieczeństwa, konsekwencje modyfikacji genetycznych, podział społeczeństwa w oparciu o geny (naturalni biedacy i czesani bogacze) – które, osadzone w niestandardowym, biblijnym kontekście, skutecznie wymykają się sztampowości.
Czy dla opowiadań napisanych na przestrzeni niemal trzech dekad można znaleźć wspólny mianownik? Po pierwsze, niemal wszystkie przekazują gorzką wizję przyszłości, sceptycyzm wobec jutra – bez względu na to, czy mówimy o dystopiach, cyberpunku, czy też klasycznej, międzygwiezdnej s-f. Rezultatem takiego stanu rzeczy jest cierpienie głównego bohatera, który może pogodzić się ze swoim losem (Ruleta), spróbować buntu (Rozkaz kochać!, Twierdza trzech studni) lub ucieczki do tytułowego azylu (Przespać piekło). Po drugie, Grzędowicz najczęściej kładzie nacisk na osobiste doświadczenia jednostki; cierpienie i rozterki, jakich doświadczają jego bohaterowie, pozostają żywe i autentyczne. Nie jest istotna oprawa, tło, konwencja – autor kształtuje je z dużą dowolnością, czego dowiódł choćby w Twierdzy… – ale człowiek i jego uczucia.
Dziewięć opowiadań Azylu współtworzy historię, ale jest to historia, która nie trąci myszką; przeciwnie, omawiane utwory angażują dziś tak samo, jak angażować mogły dwadzieścia lub trzydzieści lat temu. Jak słusznie zauważył w posłowiu krytyk literacki Krzysztof Sokołowski:
Twórczość nie zawiodła twórcy. Jak on sam, ma tę cechę prawdziwego mężczyzny, że im jest starsza, tym lepsza. [7]
Pozostaje podpisać się pod tym stwierdzeniem i gorąco zachęcić do lektury.
Zobacz także: Wyłącz displej omnifona. Hel 3 Jarosława Grzędowicza
Przypisy:
[1] J. Grzędowicz, Lista zaginionych (wstęp) w: J. Grzędowicz, Azyl, Lublin 2017, s. 9
[2] J. Grzędowicz, Twierdza Trzech Studni (komentarz odautorski), w: J. Grzędowicz, op.cit., s. 56
[3] J. Grzędowicz, Śmierć szczurołapa w: J. Grzędowicz, op. cit., s. 58
[4] J. Grzędowicz, Przespać piekło w: J. Grzędowicz, op. cit., s. 109
[5] J. Grzędowicz, Przespać piekło (komentarz odautorski) w: J. Grzędowicz, op. cit., s. 203
[6] J. Grzędowicz, Dom na krawędzi Światła w: J. Grzędowicz, op. cit., s. 211 – 212
[7] K. Sokołowski, Posłowie w: J. Grzędowicz, op. cit., s. 339