Blade Runner 2049 Joi

Blade Runner 3×3

Jeżeli fantastyka miewa własne święta, to z pewnością takim świętem był 3 października 2017 roku. Premiera kontynuacji prawdopodobnie najbardziej ikonicznego dzieła cyberpunku – w pewnych kręgach wyniesionego na niemal religijny piedestał – to zdarzenie, którego nie sposób przemilczeć. Z jednej strony czułem się więc zobligowany do napisania czegokolwiek, z drugiej wiedziałem, jak trudno będzie wnieść coś nowego do dyskusji. Wolałem uniknąć pisania kolejnej z tysiąca podobnych do siebie recenzji; chciałem raczej spróbować osadzić obraz Denisa Villeneuve’a w kontekście liczącego trzy i pół dekady oryginału oraz literackiego pierwowzoru Philipa K. Dicka. Oczywiście, o micie Blade Runnera powiedziano już wszystko i jeszcze trochę, a zbiór analiz obrazu Ridleya Scotta mógłby wypełnić kilka opasłych tomów. Po dłuższym namyśle zdecydowałem się na tekst w formie, która pozwoli uniknąć tonięcia w oceanie rozmaitych warstw oraz znaczeń i skoncentrować się tylko na tym, co (według mnie) jest najważniejsze – nie rezygnując równocześnie z przekrojowego charakteru.

Poniżej znajdziecie subiektywny wybór trzech kluczowych aspektów każdej z trzech podstawowych odsłon opowieści o łowcach. Od premiery Blade Runnera 2049 minął już ponad miesiąc, tekst adresuję zatem do osób, które rzeczony film widziały (oraz, oczywiście, znają dzieła Scotta i Dicka). Jeżeli mimo wszystko, drogi Czytelniku, trafiłeś tutaj bez uprzedniego seansu obrazu Villeneuve’a, uczciwie ostrzegam przed spoilerami. W przeciwnym razie zachęcam do skorzystania z okazji, aby spojrzeć na niego raz jeszcze – z bezpiecznego dystansu kilku tygodni oraz w oparciu o wcześniejszą książkę i film.

bladerunner-eye

1968: Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?

Obok „Ubika” jest to najsłynniejsze i najwybitniejsze dzieło Philipa K. Dicka; prekursorska powieść, wyprzedzająca cyberpunk o ponad dekadę (czasami używa się tutaj terminu protocyberpunk). Zagadnienie konfliktu między człowiekiem a sztucznymi bytami, które powołuje on do życia, zostało później zmaltretowane w literaturze s-f, ale to Dick jako jeden z pierwszych pisarzy gatunku dokonał tak głębokiej refleksji nad tymi problemami. Co więcej, znajdziemy tutaj opisy wirtualnej rzeczywistości oraz czegoś na kształt mediów społecznościowych (skrzynki empatyczne, wspólne sesje wyznawców merceryzmu) – w 1968 roku!

1. Empatia

Podstawowy sposób odróżnienia biologicznego człowieka i zaawansowanego androida. W adaptacji Scotta znaczenie zagadnienia empatii zostało umniejszone, film odziedziczył jedynie słynny empatyczny test Voighta-Kampffa. Tymczasem u Dicka jest to kluczowy wątek, rozgrywany w dość przewrotny sposób. Ludzie szukają w empatii dowodu na własną wyższość, coś, co postawi ich ponad pozbawionymi uczuć maszynami. Jest ona kultywowana poprzez wszechobecną opiekę nad zwierzętami oraz fikcyjną religię merceryzmu, ukierunkowaną na wspólne odczuwanie i zjednoczenie w bólu. Wydaje się, że dickowski człowiek celowo doświadcza cierpienia i współczucia, aby za wszelką cenę nie zapomnieć o własnym człowieczeństwie – zyskać pewność, że jest czymś doskonalszym, niż rzekomo złowrogi Nexus-6. Tymczasem podczas lektury stopniowo nabieramy wrażenia, że to androidy posiadają większą zdolność do empatii, niż człowiek; szczególnie w zestawieniu z bezlitosnym fachem łowców. Po czyjej stronie jest więcej uczuć?

Czy androidy marzą o elektrycznych łowcach okładka wyd. Rebis

2. Owce i inne zwierzęta

Jak sugeruje tytuł, u Dicka jest ich bardzo wiele: owce, kozy, ropuchy, konie, pająki… Wszystkie w dwóch wariantach, biologicznym (wersja luksusowa) i mechanicznym (wersja dla ubogich). Scott również ten wątek umniejszył, z oryginału pozostawiając tylko mechaniczną sowę korporacji Tyrella (okej, jest też bonusowy gołąb i jednorożec, ale pełnią zupełnie inną funkcję). Rolę braci mniejszych w literackim pierwowzorze możemy interpretować dwojako. Po pierwsze, są wyrazistym symbolem przygnębiającego, postapokaliptycznego świata, gdzie opad radioaktywny doprowadził do unicestwienia niemal całej ziemskiej natury. Tym samym posiadanie żywego (lub, w ostateczności, elektronicznego) czworonoga staje się nowym symbolem statusu społecznego. Drugi aspekt wiąże się z przytoczoną wcześniej empatią: zwierzęta pełnią rolę obowiązkowych obiektów uczuć, a ktoś, kto nie opiekuje się kozą lub innym koniem przestaje być wzorcowym obywatelem. Równocześnie inteligentny, czujący i myślący android zasługuje na mniej szacunku, niż mechaniczna owca. Parafrazując słowa jednego z nich: na Ziemi każdy robak i pluskwa drzewna są o wiele milej widziane, niż oni wszyscy razem wzięci. Dlaczego ludzie ofiarują tak silne uczucia zwierzętom (nawet sztucznym), ale rozumne istoty sprowadzają do roli przedmiotów?

Do-Androids-Dream-of-Electric-Sheep

3. Zagadki rzeczywistości

Każdy miłośnik Dicka wie, że szaleństwo i paranoja – w mniejszym lub większym natężeniu – stanowią immanentną cechę jego książek. Rzeczywistość nigdy nie jest taka, jak się wydaje, a prawda i fałsz mogą wielokrotnie zamieniać się miejscami.

W jednym z najciekawszych fragmentów książki autor Ubika rzuca czytelników w środek prawdziwego mętliku poznawczego. Podczas polowania na jednego z Nexusów Rick Deckard zostaje pojmany i trafia do czegoś, co przypomina alternatywną rzeczywistość – jest na komisariacie, o którym nigdy nie słyszał, nie może połączyć się z żoną ani przełożonymi, a alternatywna policja przekonuje go, że jego własny komisariat to stara, opuszczona ruina. Przez chwilę wydaje się, że książkowy Deckard podzieli los Jasona Tavernera z Płyńcie łzy moje, rzekł policjant, który z dnia na dzień utracił własną tożsamość. Czy łowca androidów sam jest androidem ze zmodyfikowaną pamięcią, zaprogramowanym do eliminowania biologicznych ludzi? A co z policjantami i łowcami z tajemniczego komisariatu; wypełniają go homo sapiens czy Nexus-6?

Chociaż sam omawiany fragment nie znalazł się w filmie Scotta, to zarówno Blade Runner jak i Blade Runner 2049 odziedziczyły – na szczęście – dickowską psychozę fałszywych tożsamości i fałszywych wspomnień. Dzięki temu fani przez lata mogli spekulować o prawdziwej naturze postaci Harrisona Forda, a spora część obrazu Denisa Villeneuve’a upływa nam na pytaniach o to, kim tak naprawdę jest K (Ryan Gosling).

Do-Androids-Dream-of-Electric-Sheep2

1982: Blade Runner (Łowca androidów)

Przedstawiać nie trzeba, ale dla zasady przypomnę kilka faktów. Obraz Ridleya Scotta to bardzo swobodna adaptacja powieści Dicka, która w przybliżeniu zachowuje szkielet fabularny, ale pomija wiele elementów świata przedstawionego (jak omówione wyżej kult empatii, powszechna miłość do zwierząt, merceryzm, wyraźne tło postnuklearne). O ile książka była jeszcze czymś na kształt protocyberpunku, to tutaj mamy już pełnowymiarowy cyberpunk, nakręcony w epoce rozkwitu tego nurtu, czyli latach osiemdziesiątych. Powszechnie przyjmuje się, że najważniejszym kamieniem milowym literackiego cyberpunku był „Neuromancer” Williama Gibsona. Nakręcony dwa lata wcześniej „Blade Runner” odegrał analogiczną rolę w świecie filmu, a jego wpływ przeniknął głęboko do innych gałęzi popkultury: gier, komiksów, mangi i anime.

blade-runner-1982-poster

1. Wspomnienia

…oraz, nieco szerzej, sny, doświadczenia; rzeczy zapisane w umyśle i to, co przetrwało na odbitkach fotograficznych. Jak już pisałem, Ridley Scott zmarginalizował literacki wątek empatii, ale nie pozostawił po nim pustej niszy. Wydaje się, że w filmie to właśnie pamięć odgrywa podobną rolę – jest kluczowym elementem odróżniającym ludzi od androidów. Replikanci, którzy za wszelką cenę pragną upodobnić się do człowieka, żyją zbyt krótko, aby posiąść bogate wspomnienia – w szczególności te najcenniejsze, z czasów dzieciństwa. Być może stąd bierze się ich szczególne przywiązanie do zdjęć – nośników wspomnień. Deckard również otacza się fotografiami, ale czy są one prawdziwe? Zarówno odbitki, jak i wspomnienia (oraz sny o jednorożcach) mogą przecież zostać spreparowane. Gdzie leży prawda?

Bardzo możliwe, że w internecie dałoby się odnaleźć setki różnorodnych interpretacji legendarnego monologu Roya Batty’ego. Ja w każdym razie odbieram te słowa właśnie w kontekście omawianego wątku wspomnień, kluczowej bariery między człowiekiem a replikantem. Umierająca postać Rutgera Hauera usiłuje dowieść, że – tak samo jak jego stwórcy – niesie w sobie bogactwo autentycznych doświadczeń i jest w stanie odbierać świat poprzez żywe emocje. To właśnie głębia i mnogość dotychczasowych przeżyć czyni Nexusa-6 równego ludziom – a może nawet czymś, co ich przewyższa.

PowerPoint Presentation
I’ve seen things…

Wątek wspomnień – prawdziwych lub fałszywych – łączy ze sobą obrazy Scotta i Villeneuve’a. W kontynuacji możemy na własne oczy zobaczyć, jak rodzą się sztuczne doświadczenia – umysłowa strawa posłusznych replikantów – tkane ręką uzdolnionej artystki, doktor Any Stelline (Carla Juri). Dick byłby dumny.

2. Stwórca i Jego dzieło

Każdy miłośnik cyberpunku wie, że w znacznej części reprezentujących ten nurt utworów faktycznym ośrodkiem władzy nie są już politycy (pozostają najwyżej skorumpowanymi marionetkami), ale (mega)korporacje. W Blade Runnerze Korporacja Tyrella wydaje się posiadać jeszcze wyższy status; jej CEO wzrasta ponad ludzi i replikantów, stając się kimś na kształt boga biomechaniki. Eldon Tyrell rezyduje w sakralnych wnętrzach monumentalnej budowli, której bliżej do starożytnej świątyni, niż nowoczesnego biurowca. Symbolika jest czytelna: oto mamy przed sobą Stwórcę, powołującego do życia nową generację bytów. Jeden z nich – Roy Batty – dąży do spotkania z własnym bogiem, motywowany nadzieją na odkrycie sekretu wydłużenia życia. Konfrontacja, gdy do niej dochodzi, niesie ze sobą mnogość znaczeń: odpowiedzialność za to, co powołujemy do istnienia, relacja rodzica z dzieckiem, bóstwa ze śmiertelnikiem, bunt przeciw Stwórcy… Tyrell jest dumny z replikanta bez względu na czyny, jakich dokonał, a Batty, zanim pozbawi Eldona życia, zdąży jeszcze nazwać go ojcem. Omawiana scena jest, obok wiadomego monologu, być może najbogatszą i najpiękniejszą w całym filmie.

tyrell corp
Siedziba Korporacji Tyrella. Widzicie gdzieś open space?

W książce Batty nie dążył do spotkania ze swoim bogiem, a rola tamtejszego odpowiednika Korporacji Tyrella była znacznie umniejszona. Natomiast Villeneuve dziedziczy metafory religijne po filmie Scotta i, nawet jeżeli ocierają się one o pretensjonalność, pozostają smakowitym dodatkiem. Odgrywany przez Jareda Leto Niander Wallace roztacza wokół siebie aurę boskości jeszcze silniejszą, niż jego poprzednik. A korporacyjnym komnatom wciąż bliżej jest do świątyni, niż czegokolwiek innego.

3. Smak przyszłości

W Blade Runnerze obrazy mówią dużo więcej, niż słowa – tak jak w słynnej sekwencji otwierającej film, która stanowi jedną z najdoskonalszych introdukcji w historii kina science fiction. Od trzydziestu pięciu lat widzowie wciąż zachwycają się tym, co wynikło z fuzji słynnej muzyki Vangelisa oraz artystycznych wizji Syda Meada. Nawiązując do poprzednich akapitów: nie musimy słyszeć o potędze Korporacji Tyrella, wystarczy objąć wzrokiem majestatyczny, ale również budzący grozę budynek. Pejzaż Los Angeles w roku 2019 (odległa przyszłość…) jest opowieścią samą w sobie, z wątkami takimi jak rozwarstwienie społeczne, multikulturalizm, zanieczyszczenie środowiska. To również jeden z ważnych tropów cyberpunku: Miasto jako kolejny bohater. Możemy je dotknąć, poczuć, posmakować.

blade-runner-1982_01
Los Angeles w Roku Pańskim 2019

Istotny jest fakt, w jaki sposób wizualna strona Blade Runnera – inspirowana m.in. komiksami Mœbiusa – wpłynęła na późniejsze wyobrażenia mrocznej przyszłości w cyberpunku i pokrewnych nurtach. Sam William Gibson przyznał, że wizja była zaskakująco zbieżna z jego wyobrażeniami na temat świata kultowego Neuromancera. Wiele późniejszych dzieł, takich jak różne odsłony Ghost in the Shell czy Deus Ex nosi wyraźne znamiona inspiracji sugestywną wizją futurystycznego L.A.

2017: Blade Runner 2049

Legenda filmu Ridleya Scotta okazała się na tyle żywa, aby po upływie trzech i pół dekady pozwolić na jeszcze jedną (zapewne nie ostatnią) podróż do świata ludzi i replikantów, w którym przez trzydzieści lat zaszło kilka istotnych zmian. Nie-ludzie stają się jeszcze bardziej ludzcy, a kolejne bariery między stwarzającym i stwarzanym padają jak domki z kart. W zalewie mało pomysłowych prób wskrzeszania dawnych hitów oraz remake’ów udających sequele (sądzę, że zgadniecie, o jaki znany cykl chodzi) jest to rzadki przykład kontynuacji wiernej, spójnej z pierwowzorem, ale i kreatywnej, która może bronić się samodzielnie. Nostalgia jest obecna, ale w ilości stonowanej; nie przytłacza tego, co nowe.

1. Roger Deakins

Poniższy akapit będzie mało odkrywczy – z pewnością czytaliście podobne peany w niejednej recenzji. Jeżeli macie dość, zachęcam do przejścia dalej.

Wcześniej podkreśliłem już, że w oryginalnym Blade Runnerze obrazy mówią więcej niż słowa. U Villeneuve’a słów wydaje się być – na szczęście! – jeszcze mniej, a każdy obraz zastępuje nie tysiąc, ale dziesięć tysięcy słów. Sztuka opowiadania za pomocą samych kadrów, wytworzenie rzeczywistego doświadczenia przygnębiającej przyszłości, bez względu na to, czy jesteśmy na ograbionym z natury pustkowiu, czy wśród żyjących własnym życiem holograficznych reklam – to oczywiście zasługa wielkiego talentu Rogera Deakinsa. Wizualne mistrzostwo nie jest uzależnione od budżetu CGI, ale od samych umiejętności operowania światłem i kompozycją kolejnych kadrów. Pod względem odczuwania cyberpunkowej scenerii Blade Runner 2049 jest nie tylko wierny poprzednikowi, ale dalece go przewyższa. Na dobrą sprawę, gdyby z filmu usunięto wszystkie dialogi, wciąż zachowałby dziewięćdziesiąt procent tego, co stanowi o jego esencji.

blade-runner-2049
Radioaktywne okolice Las Vegas. Ryan Gosling powinien uważać na szpony śmierci.

Jaka jest przyszłość, którą oglądamy w mistrzowskich – przepraszam za powtórzenia – kadrach Deakinsa? O ile Miasto (Holograficznych) Aniołów nie zmieniło się zbyt mocno, to wokół zaciska się obręcz zagłady: wyludnione pustkowia, ogromne połacie szarej ziemi, porzucone ruiny przedmieść, skażenie promieniotwórcze, wzburzone fale oceanu uderzające w gigantyczny mur ochronny… Wyraźniej niż u Ridleya Scotta widać, że życie na Ziemi jest skończone, a człowiek może już tylko dogorywać w enklawach wielkich miast (pozdrówmy Sędziego Dredda) lub emigrować do kolonii. Pod tym względem świat Blade Runnera 2049 jest bliższy literackiemu pierwowzorowi Dicka, gdzie istotną rolę odgrywało postapokaliptyczne tło, z wszechobecnym opadem radioaktywnym oraz zagładą niemal wszystkich zwierząt i roślin.

2. Joi

Joi czyli radość (od ang. joy); popularna wirtualna towarzyszka (gruby eufemizm) samotnych mężczyzn, lub, jak w przypadku postaci Ryana Goslinga, samotnych replikantów. Zastosowanie technologii przenośnej projekcji holograficznej pozwala, aby obdarzony urodą Any de Armas ciąg zer i jedynek egzystował w fizycznym świecie i, przykładowo, spędził ze swoim właścicielem romantyczny wieczór w strugach deszczu. Do bonusowych funkcji (nie wiadomo, czy rekomendowanych przez producenta) należy opcja synchronizacji z panną lekkich obyczajów, kiedy owe romantyczne (platoniczne) wieczory w strugach deszczu przestają już wystarczać.

k joi
 I do hope that you’re satisfied with our product.

Żarty żartami, ale historia miłości (?) łączącej dwa sztuczne (?) byty to bodaj najbardziej angażujący akcent całego filmu. Jest to wątek poboczy, ale wcale nie obraziłbym się, gdyby uczyniono go wątkiem głównym. Pozornie nie dostajemy tutaj nic nowego; tak, replikanci mogą doświadczać uczuć, w swoim czasie Rutger Hauer wystarczająco postarał się, aby nas o tym przekonać. Tym razem rzecz nie dotyczy jednak wyłącznie androida, ale również innego tworu, który zrodziła (zaprogramowała) ludzka ręka: zero-jedynkowej Joi.

joi-2
You look like a good Joe!

Nie dostajemy co prawda potwierdzenia, czy posiada ona prawdziwą SI, czy raczej za jej uczucia (?) odpowiadają tylko złożone algorytmy – skoro jednak człowiek może nadać zdolność rzeczywistego odczuwania replikantowi, dlaczego nie miałby uczynić tego z wirtualną kochanką? Bądź co bądź, K, na pozór pozbawiony emocji i niewolniczo posłuszny android, wydaje się darzyć Joi uczuciem i oddaniem, z których wzór mógłby czerpać niejeden homo sapiens. Być może jest to miłość odwzajemniona, być może tylko iluzja, pułapka sprzedawanego w masowej skali produktu – widz może sam dobrać własną odpowiedź, a niejednoznaczność czyni cały wątek jeszcze ciekawszym.

Równolegle możemy odczytać Joi jako metaforę pewnych problemów współczesnego świata; dążenia do izolacji od prawdziwych ludzi oraz szukania radości w świecie wirtualnych rozrywek i sztucznych doznań. Pod tym względem nasza współczesność wcale nie będzie tak odległa od rzeczywistości Anno Domini 2049.

blade-runner-2049-image
Łowca i jego Miasto

3. Dziecko

Poniżej straszą najpoważniejsze spoilery. Jeżeli mimo wszystko skusiłeś się na lekturę, a nie oglądałeś filmu, radzę skończyć w tym miejscu.

W otwierającej film sekwencji zbiegły replikant Sapper Morton (Dave Bautista) oświadcza głównemu bohaterowi, że ten nigdy nie zobaczył cudu. Tym razem nie chodzi jednak o Bramę Tannhäusera i płonące statki w Ramieniu Oriona, ale cud prokreacji. Okazuje się, że Deckard i replikantka Rachael doczekali się dziecka; zależnie od tego, jak interpretujemy tożsamość byłego łowcy (wbrew temu, co niektórzy sądzą, ta zagadka wciąż nie została ostatecznie rozstrzygnięta) może ono być replikantem lub pół-replikantem, pół-człowiekiem (drugi wariant, ucieleśnienie romantycznej idei międzygatunkowego mostu, wydaje się nawet bardziej interesujący). Nikogo raczej nie trzeba przekonywać o tym, jak doniosłe będą konsekwencje takiego faktu.

wallace corp
Siedziba Korporacji Wallace’a, producenta replikantów. Wciąż nie mogę znaleźć open space’a.

Spotkałem się z zarzutami, że główny wątek Blade Runnera 2049 zbyt mocno banalizuje problem różnicy oddzielającej ludzi od replikantów. Zarówno książka, jak i film Scotta prowadziły nas do przeświadczenia, że taka bariera w rzeczywistości może wcale nie istnieć. Być może na poziomie jednostek – tego, jak czują, myślą, doświadczają – faktycznie nie sposób wyznaczyć wyraźnej granicy. Jednak w skali całych gatunków kwestia prokreacji jest rzeczywiście kluczowa; replikanci są stwarzani przez ludzi, a zatem nie mogliby istnieć jako samodzielna rasa. Gdy jednak zyskają płodność, staną się całkowicie autonomicznym bytem. Bogowie tacy jak Tyrell i Wallece nie będą już potrzebni. Cała ludzkość przestanie być potrzebna. W tym momencie na dobre upada mur między stwarzającymi i stwarzanymi. Czy gdyby Roy Batty zrodził się z łona innego replikanta, to wciąż nazywałby Tyrella ojcem?

narodziny
Nowy replikant dołącza do rodziny Korporacji Wallace’a. W tle prawdopodobnie Jared Leto uświęconym głosem cytował Biblię albo któregoś z wielkich filozofów – nie pamiętam dokładnie.

Wątek dziecka staje się podwójnie interesujący z chwilą, gdy poznajemy jego tożsamość: to doktor Ana Stelline, najwybitniejsza na całej Ziemi projektantka chwytających za serce sztucznych wspomnień. Okazuje się, że w dziedzinie, która wymaga szczególnej empatii oraz silnych emocji, replikant przewyższył człowieka. Homo sapiens może schować się ze swoją empatią.

W ostatecznym rozrachunku trudno oprzeć się wrażeniu, że mieszanka pogardy i strachu wobec replikantów stanowi naturalną reakcją obronną człowieka na byt, który w oczywisty sposób powinien zająć kolejne miejsce na drabinie ewolucji. Bardzo możliwe, że ludzkość była skończona od chwili, kiedy powstał pierwszy model Nexusa, a pewne tropy w Blade Runnerze 2049 wskazują, że ewentualne kontynuacje mogą podążyć ścieżką rewolucji. Ja ze swojej strony zachowuję nadzieję, że takie sequele – jeśli powstaną – nie odrzucą urzekającego klimatu cyberpunkowego noir na rzecz jakiegoś, uchowaj Tyrellu, Rise of the replicants.

2049-poster

Pozostaw komentarz