Marek S. Huberath

Marek S. Huberath: thánatos i éschatos (część 1 z 2)

Pochodzący z języka greckiego wyraz thánatos jest zarówno imieniem zwiastującego zgon boga o czarnych skrzydłach, jak i terminem oznaczającym śmierć. Bierze w nim źródło nazwa nauki poświęconej końcu naszej doczesnej egzystencji: tanatologii. Dalej sięga eschatologia (od greckiego éschatos = ostateczny) czyli, zgodnie z definicją PWN, część doktryny religijnej dotycząca ostatecznego przeznaczenia świata, ludzkości i człowieka. W obręb eschatologii wchodzą judeochrześcijańskie oraz muzułmańskie koncepcje Sądu Ostatecznego, zbawienia i potępienia, zmartwychwstania ciała i nieśmiertelności duszy.

Dwa przytoczone wyrazy – thánatos i éschatos – wydają się najbardziej trafnie podsumowywać twórczość Marka S. Huberatha, krakowskiego fizyka i fantasty. Trzykrotny zdobywca Nagrody im. Janusza A. Zajdla uczynił bowiem śmierć – oraz to, znajduje się poza jej zasłoną – motywem przewodnim przeważającej części swojej twórczości. Dotyczy ona zarówno jednostek, jak i całych społeczeństw i cywilizacji. W części utworów stanowi nieodwołalny koniec (thánatos), innym razem jest ściśle związana z religią, pełniąc funkcję bramy do tego, co ostateczne (éschatos).

W pierwszym przypadku napotykamy wizje (post)apokaliptyczne, obserwując społeczeństwa balansujące na krawędzi przetrwania (Vatran Auraio, Wrócieeś Sneogg, wiedziaam…) lub stopniowo chylące się ku nieuchronnemu końcowi (Ostatni, którzy wyszli z Raju, Druga podobizna w alabastrze). Kontekst religijny przynosi natomiast zagadnienia pośmiertnej nagrody i kary, osadzone w obrazach malowanych na wzór chrześcijańskich wierzeń (Miasta pod skałą, Portal zdobiony posągami, Kara większa). Kolejne teksty mierzą się z pytaniami z zakresu ontologii, teologii, socjologii oraz etyki poprzez postawienie człowieka w obliczu rzeczy ostatecznych.

Marek S. Huberath
Marek S. Huberath, fot. E. E. Harańczyk

Fantastyka humanistyczna

Chociaż Marek S. Huberath tworzy od ponad trzydziestu lat, pod względem ilości publikacji ustępuje niejednemu koledze po fachu, a kolejne książki oddzielone są co najmniej kilkuletnimi interwałami. Jak sam tłumaczy, jest to spowodowane przede wszystkim zaangażowaniem w pracę naukową na Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Doktor habilitowany Hubert Harańczyk (prawdziwe nazwisko) zajmuje się tam m.in. fizyką układów biologicznych. Jego zainteresowania badawcze obejmują zdolność określonych organizmów do przetrwania w skrajnych warunkach otoczenia (drastycznie niskie temperatury, odwodnienie).

Mimo habilitacji i zawodu fizyka, nauki jest w twórczości Huberatha jak na lekarstwo. Podobno na początku lat osiemdziesiątych popełnił powieść hard sf, jednak nigdy nie zdecydował się na jej wydanie. Od tego czasu zdecydowanie trzyma się z dala od twardej fantastyki, wybierając humanizm oraz inspiracje z zakresu sztuki i religii. Nawet w tych nielicznych utworach, które powierzchownie przynależą do fantastyki naukowej (Wrócieeś Sneogg, wiedziaam…, Vatran Auraio) nie uświadczymy opisów technologii czy osiągnięć badawczych. Tym samym Huberath poszedł inną drogą niż Stanisław Lem, u którego ścisłe wykształcenie wpłynęło na dorobek pisarski w znacznie większym stopniu.

Staram się nie pisać tekstów, które po trzech latach okazują się archaiczne (…) Nie fascynuje mnie technologia, bo zawodowo zajmuję się nauką. Nie grozi mi bardzo, że zaproponowane przeze mnie rozwiązania staną się anachroniczne z powodu rozwoju techniki. [1]

 Pozostać człowiekiem

Już pierwszy opublikowany tekst skierował na Huberatha wzrok polskiego fandomu. Za sprawą opublikowanego w 1987 roku Wrocieeś Sneogg, wiedziaam… autor wygrał II konkurs literacki miesięcznika Fantastyka (obecnie Nowa Fantastyka), pokonując innego debiutanta – Andrzeja Sapkowskiego. Do dzisiaj utwór ten pozostaje jednym z najwybitniejszych w dorobku pisarza.

Opowiadanie powstało w roku 1984, a zatem na krótko po zakończeniu NATO-wskich manewrów Able Archer. Możemy tylko zgadywać, czy to właśnie napięta sytuacja międzynarodowa oraz przygnębiające realia późnego PRL-u skłoniły autora do osadzenia debiutu w realiach postapokalipsy.

Marek S. Huberath

Podobnie jak w Seksmisji Janusza Machulskiego – filmie mającym premierę w tym samym roku – ocalałe z nuklearnej zagłady niedobitki ludzkości chronią się w podziemnych kompleksach. Wydrążone w ziemi schrony nie zapewniają jednak całkowitej ochrony przed skutkami katastrofy radiologicznej. Wszystkie noworodki są w mniejszym lub większym stopniu upośledzone fizycznie oraz psychicznie, a cała dorosła populacja choruje na raka. Ponieważ większość niedorozwiniętych jednostek nie byłaby zdolna do funkcjonowania w społeczeństwie, wprowadzona zostaje iście diaboliczna preeugenika. Tylko osobnik, który zdobył określoną ilość punktów, zyska status człowieka i nie skończy w charakterze materiału do przeszczepów.

– Przeglądałem pańskie wyniki. – Bablyoyannis nadal wpatrywał się w trzymane papiery. – 132 punkty… Nieźle… Ja w swoim teście kiedyś miałem 154… – pochwalił się. – Ten Piecky niebezpiecznie zbliżył się do pana, miał 126 punktów, ale brak kończyn, narządów rozrodczych… To bardzo trudno nadrobić wyłącznie inteligencją. Swoją drogą to lepiej, że ktoś zbudowany tak jak pan został wytypowany, a nie jakiś tam kadłubek…

„Chciałbym ci rozbić ten twój nadęty pysk, gnojku”, pomyślał Snorg.

– Piecky jest moim przyjacielem – powiedział, czując znajome odrętwienie szczęk.

– Lepiej nie mieć przyjaciół, zanim nie zostanie się człowiekiem – zauważył Bablyoyannis. – Chce pan znać ich wyniki? Mossy – 84, Tib – 72, Dulf – 30… Reszta prawie zero: Dagsy – po 18, i ten wór, Tavegner – 12… – Bablyoyannis odpowiedział na swoje pytanie. [2]

Debiut wyznaczył jedne z najważniejszych tropów twórczości Huberatha: ciężka, przygnębiająca sceneria, dylematy etyczne oraz walka o przetrwanie – nie tylko w sensie fizycznym, ale również moralnym. Główny bohater poddany najcięższej próbie, umieszczony w zdehumanizowanym świecie, walczy o zachowanie własnego człowieczeństwa. W społeczeństwie, które wyparło się emocji, on jeden będzie usiłował pozostać wierny temu, co definiuje nas jako ludzi: empatii, przyjaźni, miłości.

Marek S. Huberath

Świat bez Boga

Podobnie jak w Sneoggu, również w innych tekstach Huberatha próżno szukać obrazów utopijnych społeczeństw i świetlanej przyszłości. Krakowski pisarz przestrzega przed totalitaryzmami, odrzuceniem wartości moralnych, nadmierną wiarą w ludzki rozum oraz zastąpieniem Boga człowiekiem. O konsekwencjach tych zjawisk przypominały – oprócz debiutu – m.in. w Druga podobizna w alabastrze oraz Ostatni, którzy wyszli z Raju.

(…) wyimaginowany teoretyczny Człowiek jest bałwanem dla wielu. Wiara w ludzki rozum jest bardzo niebezpieczna. Przerobiliśmy to już w historii. Kiedy Boga zastąpi się ludzkim rozumem, zaraz rodzi się pytanie: „A rozum którego człowieka należy ubóstwić?” Władca natychmiast odpowiada: „Oczywiście, że mój rozum!” i zaraz grzęźniemy w totalitaryzm. Masowe zbrodnie, nietolerancja, niewiarygodne cierpienia nieprzeliczonych rzesz nadchodzą wkrótce potem. [3]

W opublikowanym w 1996 roku debiutanckim zbiorze Ostatni, którzy wyszli z Raju uwagę zwraca tytułowa mikropowieść: kolejna pesymistyczna wizja dekadenckiego, umierającego świata przyszłości. Z jednej strony Atlantyku napotykamy pogrążoną w regresie, zubożałą Amerykę, a z drugiej widmo faszyzmu Wielkiej Rzeszy Europejskiej. Na Ziemię przybywają osadnicy z planety o znamiennej nazwie Heddehen. Podobnie jak w przypadku biblijnego ogrodu Eden, właśnie stamtąd wyszła cała ludzkość.

Huberath opisuje kontakt z przybyszami z kosmosu w sposób podobny do Dystryktu 9 Neilla Blomkampa. Emigranci, słabi i zdani na łaskę gospodarzy, próbują zintegrować się z ziemskim społeczeństwem. Oskarżeni z jednej strony o zajmowanie wpływowych stanowisk, a z drugiej o obciążanie podupadającej ekonomii, edeńcy padają ofiarą prześladowań i pogromów. Główny bohater, połączony miłością z jedną z Heddenich, przeciwstawia uczucie bezduszności zdemoralizowanego świata – tak jak tytułowy protagonista Sneogga.

Ostatni, którzy wyszli z raju

Autor przypomina o demonach Trzeciej Rzeszy, podejmuje problem rasizmu i nietolerancji, a równocześnie przestrzega przed niepokojącymi tendencjami zachodniej cywilizacji – w tym odrzuceniem Boga. W jednej ze scen zestawione zostają chrześcijański krzyż oraz uderzająco podobny Znak Nadziei z Heddehen, symbol oczekiwania na Mesjasza. Chociaż mieszkańcy dalekiej planety przez tysiąclecia czekali na Jezusa, pojawił się on na Ziemi – tam jednak nauki Zbawiciela odeszły w zapomnienie.

Gino postawił przedmiot na stole.

– A to pamiętasz? – obok postawił prosty, czarny, drewniany krzyż, niemal takiej samej wysokości jak statuetka. Uderzało podobieństwo proporcji.

– Zwariowałeś, Gino? – żachnął się Graham. – Za trzymanie tego na uniwersytecie mogą cię natychmiast zwolnić. Propaganda religiancka została zabroniona, ponieważ mogłaby naruszyć wolności osobiste. W domu możesz to trzymać, nie tutaj. [4]

Inaczej niż w Ostatnich…, Mesjasz nie objawił się w świecie Drugiej podobizny w alabastrze – tytułowej mikropowieści z drugiego zbioru, wydanego w 1997 roku. Akcja osadzona jest w alternatywnej historii, gdzie Cesarstwo Rzymskie nigdy nie upadło i nie przyjęło nieistniejącego chrześcijaństwa. Miejsce wyznawców Chrystusa zajmują Nowi Żydzi, nazywani też sektą Marianów – od imienia Marii, która, zamiast zostać Matką Boską, stała się ostatnią prorokinią Izraela. W odrzuconym przez Zbawiciela świecie miejsce Boga usiłuje zająć człowiek – elita wiecznego imperium, uosabiana przez protagonistę, prokurtensa Adalgirka.

Druga podobizna w alabastrze może być odebrana jako swego rodzaju alternatywna wersja Qvo Vadis. Jednak w przeciwieństwie do sienkiewiczowskiego Winicjusza, Adalgirk nie doświadcza nawrócenia; pozostaje wyrachowanym, amoralnym karierowiczem, symbolem odrzuconego świata. Imperialny urzędnik nie potrzebuje Boga, wierzy bowiem, że to w ludziach tkwi boski pierwiastek. Tymczasem Ziemia, która nie została zbawiona, powoli umiera; na nieboskłonie gasną gwiazdy, a z północy nadciąga wieczna zima. Świat ludzkich bogów napotka nieuchronny kres, ci bowiem nie okazali się godnymi przyjęcia Odkupiciela.

– Więc oddajecie cześć ludziom, bogów zaś nie ma? – zawołała zdumiona.

– Pierwiastkowi boskiemu każdego z nich.

– To kto stworzył świat? Też ludzie? – Szeroko otwarte, jasne oczy Magdaleny przekonywały, że nie szydzi.

– Na ogół uważa się, że świat istnieje wiecznie, ale nie zostało to przesądzone ani przez filozofów, ani przez sozygistów. I jeśli nawet kiedyś powstał, to skoro ludzie nim administrują, korzystają z jego owoców, a wcześniej sieją ziarno i pielęgnują uprawę, by te owoce wzrosły… Dlaczego nie? Mając w sobie pierwiastek boski, ludzie i to mogli…

– Stoimy na barkach gigantów stworzycieli?

– Świat już istnieje, więc obecnie nie trzeba go tworzyć od nowa. Ale gdybyśmy żyli w okresie, gdy się stawał, może i my mielibyśmy w tym jakiś udział… Utrzymanie w działaniu może być równie trudne jak tworzenie. Oczywiście, wszystko nowe tworzy cząstka boska w wybranych spośród ludzi. – Pewność siebie, z jaką to mówił, nie pozostawiała wątpliwości, że uważał się za jednego z tych wybranych. [5]

Ontologia, religia, wątek zbawienia oraz relacji człowieka z Bogiem to elementy często występujące u Huberatha – przede wszystkim w utworach eschatologicznych (o tym więcej w drugiej części artykułu), ale nie tylko. W przytoczonym zbiorze Druga podobizna w alabastrze znajdziemy dwa teksty opowiadające o odosobnionych ludzkich osadach na odległych planetach: Spokojne, słoneczne miejsce lęgowe oraz Maika Ivanna. W drugim opowiadaniu pojawia się wątek księdza, udzielającego komunii tzw. sysunom. Istoty z dalekiego świata przyjęły chrześcijaństwo, równocześnie potępiając misjonarzy. Pisarz mierzy się tym samym z zagadnieniem chrystianizacji obcych, którzy postrzegają ludzi jako Żydów kosmosu. Problem ten podejmował również Jacek Dukaj w opowiadaniu In partibus infidelium (zbiór W kraju niewiernych).

– Nadal uważają nas za diabły?

– Nie mają co do tego wątpliwości. Ukrzyżowaliśmy Chrystusa. Widzą moją religijność; uważają, że wynika ona z pewności, a nie wiary; a diabeł nie ma żadnych wątpliwości co do istnienia Pana, bo wszystko, co chce robić, jest wyłącznie zaprzeczeniem woli Bożej.

– To dlaczego przyjmują sakramenty od diabła, znaczy od ciebie?

– Pytałem ich o to. Bo Najwyższy właśnie obecnie kazał mi, znaczy diabłu, to robić. Zmusił mnie. Uważają, że w ten sposób pokonują mnie, znaczy diabła. [6]

Marek S. Huberath

Opór wobec śmierci

Cytowana wyżej Maika Ivanna ukazała się najpierw w 1994 roku na łamach Nowej Fantastyki. Wraz z opublikowanym rok wcześniej Spokojnym, słonecznym miejscem lęgowym, opowiadanie współtworzy mini-cykl o żywych rakietach, służących ludziom do kolonizacji kosmosu. Huberath stworzył tutaj koncepcję istot, które – w sposób analogiczny do ziemskich zwierząt i ryb – przemierzają wszechświat w poszukiwaniu dogodnych miejsc lęgowych.

Jestem fizykiem i nie bardzo wierzę w podróże międzygwiezdne. Wyobraziłem sobie, że mogłyby one odbywać się za udziałem świadomości. Wymyśliłem zwierzęta, które w toku ewolucji nauczyły się oszukiwać czas i przestrzeń. Potrafią one sekwencyjnie znikać i pojawiać się w różnych miejscach, przestrzeni i czasu, oszukując prawa fizyki. Zachowują się niczym żółwie morskie, które płyną dziesiątki tysięcy kilometrów do swoich miejsc lęgowych. Tam wszystkie na raz rozmnażają się. Miejsca te mają bardzo podobny klimat, atmosferę, temperaturę. Jeśli przez przypadek, dla tego akurat gatunku, miejsce lęgowe ma warunki takie jak Ziemia, to takie stworzenia mogły zostać przypadkowo wykorzystane jako wehikuł do transportowania. W ten sposób powstał pomysł żywych statków kosmicznych. Dlatego ludzie, jeśli wsiądą do torby lęgowej żywego statku kosmicznego, trafiają zawsze na dobrą planetę, tyle tylko, że warunki na niej są niekiedy skrajnie trudne dla przeżycia (…) [7]

Przytoczone skrajnie trudne warunki (czyżby echo naukowej działalności autora?) zastajemy na planecie stanowiącej miejsce akcji Vatrana Auraio. Huberath zaczął pracę nad osadzoną w świecie żywych statków powieścią już w 1996 roku, jednak jej ukończenie zajęło aż trzynaście lat. Wydana została w 2010 roku, wraz z dwoma wymienionymi opowiadaniami z tego samego uniwersum.

Vatran Auraio
Ilustracje do Vatrana Auraio autorstwa Marty Blachury

W Vatranie Auraio napotykamy kruchą populację osadników z Ziemi, którzy za wszelką cenę usiłują przetrwać w zatrutym środowisku obcej planety. Odcięci od reszty cywilizacji, według wszelkiej logiki powinni wymrzeć wiele pokoleń temu. Kolejny raz objawia się jednak ludzka wola przetrwania oraz zdolność do adaptacji. Ludzie dokonują modyfikacji swoich ciał oraz procesu prokreacji, dzięki czemu mogą dłużej opierać się wpływowi skażonej ziemi. Cena jest jednak niezwykle wysoka; aby mogło urodzić się nowe pokolenie, musi umrzeć poprzednie. Śmierć w okrutny sposób wiąże się zatem z narodzinami, dla potomków osadników jest to jednak naturalny porządek rzeczy.

Wizja posiada oczywiście cechy łączące ją z debiutanckim Sneoggiem, gdzie skażenie środowiska również wymusiło drastyczne zmiany dotyczące mechanizmów przedłużenia gatunku. W Vatranie zamiast budzącego odrazę, zdehumanizowanego świata napotykamy jednak cudowną wolę przetrwania i poświęcenie na rzecz kolejnych pokoleń. Więcej tutaj wiary w człowieka, za wszelką cenę zmagającego się z widmem śmierci. Wydaje się jednak, że jest to walka skazana na ostateczną porażkę; z roku na rok życie jest coraz trudniejsze, kolejne fragmenty wiedzy przodków ulegają zapomnieniu, a nadziei na poprawę losu nie widać.

Bywało przecież tak w historii, że człowiek nie zdołał się utrzymać w trudnym środowisku. Wymarły kolonie Wikingów na Grenlandii. Dzieje zasiedlenia Wyspy Wielkanocnej okazały się faktyczną katastrofą. Generalnie, regres jest taką samą cechą cywilizacji, jak jej rozwój. [8]

Na wstępie sformułowałem pogląd, że śmierć stanowi jeden z głównych motywów twórczości Huberatha. W przytoczonych wyżej tekstach thánatos stanowi cień wiszący nad społeczeństwami lub cywilizacjami. [9] Niezwykle istotną częścią twórczości krakowskiego pisarza są jednak powieści i opowiadania, gdzie śmierć stanowi doświadczenie jednostki, jak również zestawiona zostaje z wierzeniami religijnymi oraz eschatologią. O tych utworach napiszę w drugiej części niniejszego artykułu.

Przypisy:

[1] Jan Żerański, Wywiad z Markiem S. Huberathem, katedra.nast.pl, 15.01.2011

[2] Marek S. Huberath, Wrocieeś Sneogg, wiedziaam…  w: Balsam długiego pożegnania, Kraków 2006, s. 24 – 25

[3] Jan Żerański, op. cit.

[4] Marek S. Huberath, Ostatni, którzy wyszli z Raju w: Balsam…, s. 287

[5] Marek S. Huberath, Druga podobizna w alabastrze, Poznań 1997

[6] Marek S. Huberath, Maika Ivanna w: Vatran Auraio, Kraków 2010, s. 510 – 511

[7] Marcin Baniak, Wywiad z Markiem Huberathem na temat jego powieści „Vatran Auraio”, literatura.gilida.pl, 03.02.2011

[8] Jan Żerański, op. cit.

[9] Do grona postapokaliptycznych utworów Huberatha należą również opowiadania Trzy kobiety Dona (ze zbioru Ostatni, którzy wyszli z Raju) oraz Absolutny powiernik Alfreda Dyjaka (zbiór Druga podobizna w alabastrze).

Jedna uwaga do wpisu “Marek S. Huberath: thánatos i éschatos (część 1 z 2)

Pozostaw komentarz